! UWAGA, SPOILERY !
Nie wiem nawet jak rozpocząć mam ten
post dlatego, że po takiej dawce emocji, jaką dostarczył nam
,,Ostatni Jedi”, trudno przynajmniej mnie zebrać myśli. Po roku,
czyli czasie, gdy zobaczyliśmy pierwszy spin-off, a po dwóch
latach, gdy królowało ,,Przebudzenie Mocy”, Gwiezdne Wojny znów
powracają na ekrany kin w zupełnie, zupełnie innej odsłonie Bo
,,Ostatni Jedi” momentami kompletnie odbiega od utartych ścieżek w
uniwersum. Zaskakuje, skłania do refleksji, rozśmiesza, wzrusza,
sprawia, że przechodzą ciarki. Jeśli chcesz poznać moje odczucia
po ,,Ostatnim Jedi”, zapraszam poniżej, ale jeśli jeszcze nie
byłeś na seansie, lepiej poczekaj z czytaniem, bo poniżej znajduje
się masa SPOILERÓW!
Aby moje wywody miały jakikolwiek ład
i skład, podzieliłam wpis na kilka części – na to, co
zdecydowanie mi się spodobało, co mnie zaskoczyło i co
niekoniecznie przypadło mi do gustu; wszystko to może się
przeplatać. A dlatego, że coś, co dotknęło mnie najbardziej to
poprowadzenie wątku Luke'a Skywalkera, zacznijmy może od niego.
To, że ,,Ostatni Jedi” będzie
należał głównie do Luke'a Skywalkera, nie budziło żadnych
wątpliwości. Skywalkera bardzo brakowało w ,,Przebudzeniu Mocy”,
dlatego byliśmy wręcz spragnieni jego obecności, co na szczęście
dał nam VIII epizod. Wiązały się z tym też pewne obawy. Jak się
okazuje, historia Luke'a w The Last Jedi zupełnie odbiega od historii Luke'a,
którego znamy z Legend. Wielki Mistrz Jedi, który zdołał
odbudować Zakon i udźwignąć brzemię tego, że stał się żywą
legendą po pokonaniu Imperatora i nawróceniu ojca. TLJ funduje nam
zupełnie inny obrót sprawy. Nie jest to już Luke z Legend, ba,
nie jest to to już nawet ten sam Luke z Oryginalnej Trylogii. Idąc
na ,,Ostatniego Jedi” obawiałam się właśnie tego, jak
poprowadzony zostanie jego wątek, jaki kierunek obierze. Po pierwsze
to jak Mark Hamill ponownie po latach wcielił się w Skywalkera to
majstersztyk. Naprawdę nie przesadzam i brakuje mi nawet słów, aby
to opisać. Byłam wzruszona, że Mark sprostał temu niełatwemu
zadaniu. Emocje miał wypisane na twarzy, a z jego oczu można było
odczytać dosłownie wszystko. Obraz Luke'a, który z przerażeniem
wypowiada się, że taką Moc już widział i wtedy go nie
przeraziła, ale teraz tak, mam do teraz przed oczami. Niewiarygodne
jest to jak bardzo zmienił się Luke. Skywalkera pamiętamy jako
tego nieustraszonego, odważnego i walecznego Jedi. W VIII epizodzie
dzieje się rzecz niewiarygodna – jego optymizm znika i Luke udaje
się na wygnanie nie chcąc słyszeć o jakimkolwiek powrocie.
Wygania Rey i każe jej odejść tłumacząc, że czas Jedi już
minął. Nie mógł znieść tego, jak potraktował swojego
siostrzeńca skazując na cierpienie pozostałych uczniów, a przede
wszystkim Leię i Hana. Nie mogąc sobie z tym poradzić, oddalił
się w cień i postanowił żyć samemu sobie. Rey przyczynia się do
tego, że Luke chociaż dalej pełen obaw, zaczyna jednak zastanawiać
się nad tym wszystkim. Scena, która wywołuje duży uśmiech to
tani chwyt zastosowany przez R2-D2, który na pokładzie Sokoła
Millennium wyświetla hologram sprzed wielu lat, w którym Leia prosi
Obi-Wana Kenobiego o pomoc.
Wcale nie jestem zdziwiona faktem, że
Mark był zszokowany losem jaki spotkał Luke'a. Bohater cały czas
jest rozbity – z jednej strony nie jest mu łatwo patrzeć na
sytuację w galaktyce, a z drugiej zaś woli pozostać na Anch-To i
czekać na śmierć, z którą nastanie też koniec Jedi. Chociaż nie
decyduje się lecieć wraz z Rey, podejmuje zupełnie inne kroki –
chce zniszczyć drzewo Mocy i ukryte w nim pierwsze księgi Jedi. I
wtedy staje się coś, czego nie można się było spodziewać.
Pojawia się Wielki Mistrz Jedi – Yoda, który postanawia dać
Skywalkerowi przysłowiowego kopa w tyłek. Sam niszczy drzewo Mocy i
odbywa z byłym uczniem rozmowę, która stała się iskrą. Nazywa
nawet Luke'a starym Skywalkerem, który patrzy w przyszłość,
ale tego co tu i teraz nie widzi. Od razu na myśl przychodzą jego
bardzo podobne słowa z ,,Imperium kontratakuje”. I Yoda osiąga
zamierzony cel, bo Luke wreszcie bierze się w garść. Zdaje sobie
sprawę, że tak jak mówi Yoda, Rey jest nadzieją, a stare księgi
nie są nic warte, bo ona to wszystko, co w nich zawarte, już wie.
Jest to moment przełomowy, od którego zaczyna się coś na nowo.
Niesamowita jest scena pomiędzy Leią
a Lukiem, kiedy ten "przybywa" na Crait i odbywa z siostrą
ostatnią rozmowę. Wręcza jej kostki z Sokoła Millenium, co jest
swoistym spotkaniem się wielkiej trójki – Luke'a, Leii i Hana. A
rozmowa ta też jest dla nas jakby pożegnaniem z Carrie Fisher.
Zabieg ten udał się Johnsonowi znakomicie i wręcz zakręciła mi
się łza w oku na słowa Skywalkera: No one's ever really gone. To
co następuje później jest jeszcze bardziej niebywałe. Luke ratuje
siostrę i ostatnich z załogi Ruchu Oporu, wychodząc naprzeciw Kylo
Renowi. Pojedynek ten to stracie potężnego Luke'a i silnego Kylo
Rena. Słowa, które wypowiada Skywalker: Jeśli zabijesz mnie w
gniewie, zawsze będę przy tobie, mogą być, choć nie muszą,
wskazówką na kolejny epizod. I w końcu Luke odchodzi zupełnie tak
jak Obi-Wan, gdy zginął na Gwieździe Śmierci w pojedynku z
Vaderem. Wzruszająca scena jaka następuje po pojedynku to piękne
ukazanie odejścia jednego z największych Mistrzów Jedi. Projekcja
Mocy wysysa z Luke'a ostatnią kroplę życia, a moment, gdy bohater
patrzy na dwa zachodzące słońca przy cudownej muzyce Williamsa –
tego nie da się wprost opisać. Luke nie umarł, Luke odszedł, bo
pojawi się jako duch Mocy. Na pewno.
W VIII epizodzie znaleźliśmy choć
częściowe odpowiedzi na pytanie, kim jest Rey. Odkąd ,,Przebudzenie Mocy" pojawiło
się na ekranach kin, światło dzienne ujrzało mnóstwo teorii
dotyczących pochodzenia głównej bohaterki, która jak sama mówi
jest nikim znikąd. Znacząca jest tutaj scena na Anch-To, gdy Rey
wpada do skupiska Ciemnej Strony Mocy i prosi o wyjawienie prawdy o jej rodzicach. Na
początku za zamglonym lustrem widać zarys dwóch postaci, które
następnie zlewają się w jedną, a gdy Rey dotyka lustra ukazuje
się jej własne odbicie. Mogłaby znaleźć tutaj potwierdzenie
teoria, że Rey narodziła się z samej Mocy, ale jest też coś, co
burzy to wszystko. Po starciu Rey i Kylo Rena z Gwardią Snoke'a,
która nawiasem mówiąc jest niesamowita, Kylo wyjawia bohaterce
dotkliwą prawdę, że jej rodzice byli zwykłymi zbieraczami złomu,
którzy sprzedali ją i przepili pieniądze. I chociaż Ren mówi to
z wielkim przekonaniem, pytanie, czy nie było to tylko igranie z jej
uczuciami, aby łatwiej skłonić ją do przejścia na swoją stronę.
Przecież właśnie w podobny sposób Vader właśnie bawiąc się uczuciami Luke'a, wyjawił mu prawdę o jego pochodzeniu. To, co mówi
Kylo jest sprzeczne z tym, co widzieliśmy w wizji Rey – na Jakku
zostawili ją rodzice i odlecieli, a także nijak ma się do tego, co
mówił J.J. Abrams, że rodzice Rey pojawili się w ,,Przebudzeniu
Mocy”. Zatem, czy wyznanie Kylo o rodzicach Rey jest prawdą? Być
może, ale może to być też celowy zabieg, abyśmy zostawili
pochodzenie bohaterki i skupili się na niej samej nie patrząc na
nią przez pryzmat rodziny. A niespodzianka, która zwali nas z nóg
może pojawić się w IX epizodzie.
Tak jak mówiono w ,,Ostatnim Jedi”
ujrzeliśmy mnóstwo niesamowitych starć kosmicznych. Już na samym
początku byliśmy świadkami poświecenia pilotki, która zrzuca
ładunek z ostatniego z ocalałych bombowców, jednocześnie żegnając
się z życiem. Trzeba przyznać, że w The Last Jedi nie brakowało starć,
które tak kochamy w Gwiezdnych Wojnach. Dużą rolę odegrał tu znany nam z TFA
pilot Ruchu Oporu – Poe Dameron, który na ekranie pojawiał się
znacznie, znacznie częściej. Jego odmienne zdanie, co do prowadzenia
walki, zupełnie nie pokrywające się z taktyką pani admirał
Amilyn Holdo, dało mu porządną lekcję na przyszłość. Admirał
Holdo to jedna z zalet VIII epizodu, z którą niestety przyszło nam
się pożegnać. Była to bardzo dobrze wykreowana postać – od
charakteru po kreację, która zapada w pamięć. I chociaż jej
czyn, w którym zniszczyła krążownik, aby ratować przyjaciół
spotkał się z lekkim oburzeniem ze względu na to, że zniszczenie
krążownika przez transportowiec wskakujący w nadprzestrzeń, może
być sprzeczne z prawami Gwiezdnych Wojen, to cisza, która zapadła w kinie w tym
momencie może najlepiej oddać to, że wszystkim po prostu zaparło
dech w piersiach.
Takie samo podekscytowanie można było
czuć oglądając walki wręcz. I tutaj przechodzimy do momentu,
którego pewnie nikt z nas się nie spodziewał, a przynajmniej nie
w tym epizodzie. Mowa tu o Najwyższym Dowódcy Snoke'u i jego
uczniu Kylo Renie. Zobaczyliśmy Snoke'a w całej okazałości, a nie
jak to było w przypadku ,,Przebudzenia Mocy" jako hologram. Był on zaraz obok Rey
postacią, o której wiedzieliśmy prawie tyle co nic. Przede
wszystkim. kim tak naprawdę jest (nie muszę tu chyba przytaczać
teorii o Imperatorze, Vaderze, Windu itd.). Bo na razie wychodzi na
to, że Snoke to po prostu … Snoke. Nie poznaliśmy też pełnej
odpowiedzi, jak tak naprawdę narodził się First Order. Uważam, że
perełką, którą ujrzeliśmy w TLJ jest komnata Snoke'a –
wszechobecna złowroga czerwień, symbole Najwyższego Porządku i na samym
środku wielki tron dowódcy w otoczeniu strażników. I sam Kylo
Ren, który zaczyna buntować się wobec władcy. Mam wrażenie, że
Ren w końcu zdobył jakiś charakter; nadal jest zagubiony, ale nie
jest to już ten sam Kylo Ren, którego znamy z poprzedniego epizodu. Czy zniszczenie
maski może mieć jakieś symboliczne znaczenie? Można powiedzieć,
że bohater niszcząc maskę, zniszczył też jakąś cześć Kylo
Rena. W pewnym sensie można znaleźć w nim coś z Vadera z V i VI
epizodu, który wyczuł, że Imperatorowi zależy tylko na tym, aby zdobyć
Luke'a i zastąpić nim rosnącego w siłę Vadera. Podobnie jest z
Kylo, który zaczyna dostrzegać, że jest tylko zabawką Snoke'a,
która ma pozbyć się Luke'a. I postanawia przejąć wszystko we
własne ręce. Czy to, że zdecydował się zabić Snoke'a było
podyktowane również tym, że chciał obronić Rey? W jakimś procencie na
pewno tak, bo w końcu zaproponował jej potem przyłączenie się do
niego i wprowadzenie wspólnych rządów. Walka Kylo Ren&Rey vs
Gwardia Sboke'a była po prostu niesamowita. Nie wiem, czy śmierć
Snoke'a tak wcześnie była dobrym rozwiązaniem. Wspomnijmy może o
tym, że Snoke może się odrodzić. Na razie po prostu szkoda, że w
chwili, gdy jego historia zaczęła się rozkręcać, została
zakończona. Kylo nabrał charakteru, a Rey wahając się pomiędzy
jedną a druga stroną nie jest już ucieleśnieniem niewinności.
The Last Jedi jest dla nas pożegnaniem z Carrie
Fisher. IX epizod miał należeć właśnie do Leii, ale z wiadomych
powodów, niektóre rzeczy musiały ulec zmianie. Zaskoczeniem było
dla mnie to, że tak naprawdę byłam przygotowana na śmierć Leii, a
nie Luke'a, a role jakby się odwróciły. Jeśli producenci
faktycznie nie mają w planach technologii CGI, to Leia miała umrzeć
właśnie w VIII epizodzie. Bohaterka w ,,Ostatnim Jedi" kilkakrotnie ociera się
o śmierć. Momentem, kiedy pewnie wielu z nas złapało się za głowę
z pytaniem wtf?, była scena, gdy Leia wylatuje w próżnię, co
jakby nie patrzeć musiało skończyć się śmiercią. Nikt jeszcze
nie przeżył po zetknięciu się z lodowatym powietrzem próżni, nawet w TLJ zginęli wszyscy oficerowie w tym admirał Ackbar, który znajdował
się wraz z Leią na mostku, ale Organa … przeżyła. Faktycznie
kłuje w oczy to, że Leia w niewyobrażalny sposób powróciła na
pokład i w nadzwyczajnie szybkim tempie wróciła do zdrowia.
Pozostawmy to w milczeniu i po prostu każdy z nas musi to jakoś
przetrawić. W każdym bądź razie cudownie było zobaczyć Carrie
po raz ostatni na ekranie w roli nieustraszonej księżniczki Leii,
którą wszyscy pokochaliśmy ❤
Tak jak Kylo Ren zyskał charakteru to
samo można powiedzieć o Finnie. Bohater po ,,Przebudzeniu Mocy" nie zyskał zbytnio
mojej sympatii, co w czasie oglądania TLJ, zaczęło się zmieniać.
Tak jak inni i on przeszedł metamorfozę, a przede wszystkim
przestał myśleć wyłącznie o sobie. Podczas walki z Phasmą na
jej wyzwiska odpowiedział nawet, że tak, jest ścierwem,
rebelianckim ścierwem. Wybierając się w misję wraz z Rose, która
uważam, że jest świetną postacią i nie wiem skąd biorą się
okropne opinie wobec sposobu w jaki Kelly wcieliła się w Tico,
wystawia się na próbę. Misja Finna i Rose jest jedną z zalet
epizodu, a DJ to bohater jakiego Star Wars jeszcze nie widziało. Canto
Bight jest fajne, ale nic poza tym. Za to potajemne przedostanie się
na krążownik First Order i sama akcja dziejąca się na nim jest warta
uwagi. Tym bardziej, że dochodzi do walki dwóch odwiecznych wrogów
– Finna i Phasmy. I choć Phasma kończy w płomieniach,
zagraniczne strony mówią, że kto wie, być może Phasma jakimś
cudem przeżyje. Mam jednak nadzieję, że jej żywot jest już
definitywnie zakończony ;)
,,Ostatni Jedi” to epizod, w którym
dzieje się masa, masa rzeczy. Naszpikowany jest niesamowitymi
zwrotami: akcja, pyk! akcja, myślisz, że to już koniec, a tu znów
bum! I dzieje się coś nieprzewidywalnego. Mamy przemycony humor
chociażby podczas szkolenia Rey. Zobaczyliśmy dotąd niepokazane
nam wcielenie Mocy – projekcję, którą posługiwała się Rey z
Kylo i pod koniec też Luke. Projekcja Mocy wymagała od użytkownika
wielkie siły, a też dlatego, że Skywalker robił to na tak dużą
odległość i walka z Kylo wymagała z jego strony dużego poświecenia, nie
dziwne, że kosztowało go to życie. Starcie to było N I E S A M O
W I T E.
Zawiodłam się trochę na tym, że
nadal nie mamy rozwiniętego wątku Zakonu Rycerzy Ren i szkoda też,
że Maz Kanatę widzieliśmy tak króciutko. Miałam nadzieję, że
włączy się do Ruchu Oporu, ale jak widzieliśmy musiała załatwić własne
sprawy :)
Zdania co do ,,Ostatniego Jedi" już są bardzo
podzielone, być może nawet bardziej niż przy ,,Przebudzeniu Mocy”.
Mnie osobiście ,,Ostatni Jedi” spodobał się i uważam, że pod
paroma względami jest o wiele lepszy niż VII epizod. Jasne, mam parę
zastrzeżeń, ale wiele elementów znacznie przewyższa wady. Cieszę
się, że mam okazję być uczestnikiem tej niesamowitej przygody i
choć Legendy traktuję jako bardzo ważny element w uniwersum Gwiezdnych Wojen to
nie wieszam na sequelach przysłowiowych psów. Jeśli J.J. Abrams
się wykaże i IX epizod nie będzie zrzynkom ,,Powrotu Jedi” to
sequele jako całość mają naprawdę szansę się udać.
Znając życie pewnie o czymś
zapomniała, ale jeśli nawet to postaram się wspomnieć o tym w
następnych postach dotyczących TLJ. Czy podoba Wam się VIII epizod
Gwiezdnych Wojen, czy tak jak inni macie mieszane odczucia? Mam nadzieję, że
spodobał Wam się post i czekam na Wasze komentarze :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Cieszę się, że trafiłeś na mojego bloga. Spodobało Ci się tu? Zaobserwuj lub zostaw komentarz. :) Nie bawię się w obserwacje za obserwację.