... Przebudzenie Mocy ...
Temat dzisiejszej notki jest trudny, gdyż wiadome jest, że siódmy epizod Gwiezdnych Wojen podzielił fanów sagi. Jedna strona twierdzi, że Disney stworzył zupełnie coś innego, coś czemu do Star Wars daleko, a drudzy myślą natomiast wręcz przeciwnie. ,,The Force Awakens" bardzo im się spodobało i nie widzą różnicy pomiędzy pozostałymi epizodami, które miałyby świadczyć o tym, że TFA jest gorszej kategorii. Uważam, że nie da się uklasyfikować między tymi dwoma stronami i dlatego chcę przedstawić Wam moje zdanie o VII części.
Moją sympatię zdobyła dwójka głównych bohaterów, a przede wszystkim Rey. Podziwiam ją za odwagę, której można jej pozazdrościć i mieć wielki szacunek, że przez tyle lat wychowywała się sama i chociaż trafiła na Jakku jako małe dziecko to nauczyła się przetrwać. Życie wiele ją nauczyło, dużo przeszła i mogłoby się wydawać, że trudne warunki w jakich przyszło jej żyć, mogły uczynić ją nieczułą na krzywdę innych, ale tak się nie stało. Kiedy BB-8 został schwytany przez zbieracza robotów, Rey natychmiast ruszyła mu na pomoc, a później zgodziła się, aby robot dołączył do niej, choć na początku nie było jej to na rękę. Wiedziała, że BB-8 ma do wykonania ważną misję i towarzyszyła mu póki nie trafił do Ruchu Oporu, a mogła przecież go zostawić i nie brać sobie na głowę odpowiedzialności. W Rey podoba mi się jej siła wewnętrzna, determinacja, a Daisy Ridley, która wcieliła się w bohaterkę idealnie pokazała jej przemianę. Natomiast u Finna cenię jego silną wolę i samozaparcie, a także bronienie swojego zdania. Bohater wiedział, że czyni zło i postanowił nie służyć Najwyższemu Porządkowi, a wiadomo, że kara za bunt była jedna. Na początku bał się tylko o samego siebie, o to, aby uciec jak najdalej od złych wspomnień, ale przy Rey nauczył się dbania nie tylko o własną dupę, ale też o inne osoby.
Niestety jeśli chodzi o aktorów to szkoda, że nasi niezastąpieni "starzy" przyjaciele musieli ustąpić miejsca nowym postaciom. Co prawda Hana i Leię widzieliśmy dość często i chwała za to producentom, ale z Markiem Hamillem moim zdaniem trochę przegięli. Rozumiem, że tego wymagała akcja, ale dlaczego, dlaczego rola Hamilla ograniczała się jedynie do trzydziestosekundowego stania?! Ok, Luke odnalazł się na końcu epizodu, ale dalej nie mogę zrozumieć tego, że aktor nie zamienił nawet słowa z główną bohaterką. Zapowiadał się wielki powrót Gwiezdnych Wojen, ale co z tego skoro lubiany przez widzów Luke Skywalker, któremu saga zawdzięcza naprawdę sporo, pojawił się na kilkadziesiąt sekund, co szybko okazało się kompletną klapą. Myślałam, że Mark wróci na ekrany w wielkim stylu, ale jakoś nie zaskoczył i mam jedynie nadzieję, że producenci zrekompensują nam to w kolejnym epizodzie.
Dużo kontrowersji wywołał wokół siebie Kylo Ren. Sama nie jestem jego wielbicielką i nie, nie chodzi tu o jego wygląd, ale o zachowanie jakie prezentuje bohater. Dalej nie mogę mu wybaczyć tego, że zabił swojego ojca, a naszego ukochanego Hana Solo. Wypowiadałam się już o tym kilka postów wstecz, ale musiałam teraz wspomnieć o tej scenie. Nie mogę się pogodzić z tym, że w następnej części nie zobaczymy już niesamowitego Hana i jego duetu z Leią. Na pewno nieraz spotkaliście się ze stwierdzeniem, że Kylo Ren zachowuje się jak rozwydrzony nastolatek, któremu ktoś zabrał cukierka. Całe szczęście Kylo Rena uratował wcielający się w niego Adam Driver. Aktor bardzo pasuje mi do tej postaci, a emocje, które przedstawił w scenie z Hanem przekonały mnie. Jednak gdybym miała wybrać pomiędzy Darth Vaderem a Kylo Renem to oczywiście wybrałabym Vadera. Jego postać bardziej do mnie przemawia, może ze względu na tragiczną przeszłość bohatera. Być może w następnej części polubię Kylo Rena, kto wie. W każdym bądź razie w ,,Przebudzeniu Mocy" nie wywarł na mnie dobrego wrażenia i gdyby nie Driver to mało bym się nim interesowała.
Moją sympatię zdobył robot BB-8 i uważam, że jest cudowny i ma w sobie to coś, co nadało epizodowi trochę humoru. Jego po prostu nie da się nie lubić. BB-8 bardzo mi się spodobał i jest moim ulubionym robotem z całej sagi.
,,Przebudzenie Mocy" przypomina mi trochę ,,Nową Nadzieję" i w sumie sama nie wiem czy to źle czy dobrze. Sądzę, że dzięki temu VII epizod jest lekki i przyjemnie się go ogląda, porównując na przykład do prequeli, które momentami wydają się ciężkie. Z drugiej strony producenci poszli na łatwiznę wzorując się na wspomnianej IV części i w TFA wiele elementów się powtarza i czasami można mieć wrażenie, że jest to kalka ,,Nowej Nadziei" w lekko zmienionej formie. Mimo to ,,Przebudzenie ..." polubiłam, gdyż czuję w nim klimat Gwiezdnych Wojen. Wiadomo, że nie jest on taki sam jak np. w Starej Trylogii, ale za sprawą wielu znanych elementów zdawałam sobie sprawę z tego, że oglądam właśnie tę sagę, a nie co innego. ,,The Force Awakens" nie pokochałam, ale polubiłam. Oczywiście czekam na rozwinięcie akcji w VIII epizodzie i na wyjaśnienie wielu wątków.
Niech Moc będzie z Wami!
Świetny blog :)) Pozdrawiam i zapraszam na:
OdpowiedzUsuńmaggie-fashion-style.blogspot.com
Dziękuję. :)
UsuńVII część faktycznie trochę przypomina "Nową Nadzieję", moja koleżanka twierdzi nawet, że TFA jest dokładną kopią 4 części. Osobiście bardzo lubię TFA, a BB8 skradł moje serce :)
OdpowiedzUsuńMagda! Jesteś wszędzie! Bardzo fajny blog.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że znowu wpadłaś. :)
Usuń