piątek, 22 lipca 2016

Wokół Star Wars - jak oceniam epizody IV - VI ?

Wielkiego sentymentu jakim darzę Starą Trylogie nie sposób mi opisać, ale postaram się to zrobić najlepiej jak tylko potrafię. To dzięki tym epizodom pokochałam sagę i zawsze do każdego z nich, czy to do ,,Nowej Nadziei" czy do ,,Imperium kontratakuje" wracam z wielkim utęsknieniem. Stara Trylogia za każdym razem wywołuje u mnie wspomnienia. Wracam wtedy do czasów dzieciństwa, czasów beztroski, kiedy to wszystko wydawało się takie proste ... Jednak skupię się teraz nie na sentymentach, lecz na tym jak oceniam te epizody, tak jak zrobiłam to w poprzednim wpisie dotyczącym prequeli.


Dzięki ,,Nowej Nadziei" poznajemy głównie Luke'a Skywalkera, jego siostrę Leię, dowcipnego Hana Solo i jego kudłatego przyjaciela Chewbaccę. I to już jest wielki plus. :) Do tego gra aktorów, którzy wcielali się w te postacie to mistrzostwo. Mark Hamill idealnie pokazał niepewnego siebie Luke'a, który powoli stawia kroki w nowej sytuacji, kiedy to opuszcza dom, aby w bitwie o Yavin zabłysnąć i stać się bohaterem. Carrie Fisher doskonale odegrała zadziorny charakter księżniczki Organy - kobitki odważnej, nie bojącej się wyzwań, ale też uczuciowej i opiekuńczej. O Harrisonie Fordzie nie muszę dużo pisać. Wyobrażacie sobie kogoś innego w roli Hana? Ja nie. Ford idealnie wykreował postać tego młodego przemytnika, który pod wpływem nowych okoliczności łagodnieje co nie znaczy, że całkowicie traci swoją buntowniczość. A Chewbacca choć tylko pomrukiwał to dzięki Peterowi Mayhew'owi ma w sobie to coś, przez co podczas oglądania myślę : ,,Kurde, chciałabym mieć takiego przyjaciela". Ta czwórka przyjaciół od lat 70-tych wielu wprowadza w świat gwiezdnej sagi oraz zdobywa ich sympatie.

Gwiezdne Wojny nie obeszłyby się też bez Aleca Guinnessa wcielającego się w Obi-Wana Kenobiego. Mnie sposób w jaki Guinness ukazał opanowanego Kenobiego, przypadł do gustu i tak jak nie wyobrażam sobie, aby Harrison nie grał Hana Solo, tak nikt inny jak Alec Guinness nie pasuje mi bardziej do Obi-Wana w starszym wieku. Choć nie wyczyniał na ekranie niewiadomo czego to zdobył mój szacunek min. swoim radami i klasą.

W IV epizodzie bardzo podobają mi się sceny z bitwy o Yavin. Jako, że lubię Luke'a, chwile kiedy bohater wreszcie po wygranej zaczyna wierzyć w siebie, a przez to w swoją Moc, są wspaniałe. Myślę, że dopiero sukces, jaki odniósł w bitwie utwierdził go, że jest kimś wyjątkowym i musi w to uwierzyć. A pozostając jeszcze przy Luke'u, z ,,Nową Nadzieją" nieodłącznie kojarzy mi się scena, kiedy to Skywalker będąc jeszcze na Tatooine, wpatruje się w zachód dwóch słońc. Już sam ten widok sugeruje nadzieję. Dlaczego? Otóż, kiedy zachodzi słońce wiemy, że na drugi dzień wzejdzie ono ponownie,a przecież każdy następny dzień może być dla nas nadzieją na lepsze życie. Wiem, że nadając epizodowi podtytuł nie odnoszono się do tej sceny, bo to Luke brany był za nadzieję na przywrócenie spokoju w Galaktyce, a nie symbol zachodu słońca, ale myślę, że ta scena świetnie nawiązuje do wspomnianego podtytułu.

Jedynym minusem IV części jest śmierć Obi-Wana i z tym chyba zgodzą się wszyscy, że chociaż Kenobi bohatersko poświęcił swoje życie za przyjaciół, to po prostu zostaje pewien niedosyt i pustka. Akcja z jego udziałem zapowiada się świetnie, rozwija się, rozwija, a tu zonk ... Kenobi oddaje życie w walce z Vaderem i nagle go nie ma. Fajnie by było, gdyby Obi-Wan potowarzyszył jeszcze Rebeliantom. :)

,,Nowa Nadzieja" to bez wątpienia świetna część Star Wars z racji niesamowitej fabuły doskonale wprowadzającej w kolejne części sagi, a tym samym wspaniałych aktorów i z tym na pewno zgodzi się niejeden z fanów.


Z ,,Imperium kontratakuje" wiążę najwięcej wspomnień myślę więc, że nie będzie nikomu dziwne jeśli powiem, że jest to jedna z moich najulubieńszych części. To od niej zaczęła się cała moja przygoda ze Star Wars i moja wielka sympatia do nich, więc na pewno, jak to się stało, że pokochałam Gwiezdne Wojny mam zamiar napisać innym razem, a więc wrócę do tematu wpisu.

Myśląc o V epizodzie od razu nasuwają mi się sceny bitwy o Hoth, która wyglądała nie co inaczej niż pozostałe starcia i pewnie dlatego bardzo mi się spodobała oraz zapadła w pamięć. Otóż całej scenerii towarzyszył śnieżny krajobraz, a do tego maszyny kroczące wiec wyróżniało się to na tle innych bitew ze świata Star Wars.

Nie mogłabym nie przytoczyć mojego zdania o grze Marka Hamilla. Wiem, że wychwalam go pod niebiosa, ale uważam, że bez niego Gwiezdne Wojny nie byłyby tak charakterystyczne. Razem z Fisher, Fordem oraz innymi aktorami stworzył zgrany zespół, który ogląda się z wielką przyjemnością. 

W ,,Imperium kontratakuje" pierwszy raz w Starej Trylogii pojawia się mistrz Yoda. Przebywający na wygnaniu na Dagobah, udziela Skywalkerowi, ale również nam wielu nauk, które śmiało możemy zaczerpnąć i wykorzystać w życiu codziennym. Któż z nas nie pamięta sławnego ,,Czy oceniasz mnie po rozmiarze?", ,,Rób albo nie rób. Nie ma próbowania" czy ,,Wojna nikogo wielkim nie czyni." Jest to bardzo charakterystyczne dla V epizodu i do scen szkolenia Skywalkera na Dagobah wraca się nie raz.

Scena, której nie można pominąć to chwile walki Luke'a przeciw Darth Vaderowi. Mieliśmy wtedy okazję pierwszy raz zobaczyć Luke'a podczas tak ważnego starcia. Miało ono wielkie znaczenie, bo przecież był to dla niego moment, aby przekonać się jak dużo umie, ale też jak wiele musi się jeszcze nauczyć. Do tej pory, kiedy słyszę ,,No, I'm your father. " to miękną mi kolana, bo słowa Darth Vadera były bardzo przekonujące. Ta scena podkreśla, jak bardzo ,,Imperium kontratakuje" różni się od ,,Nowej Nadziei" i zaczyna się prawdziwa walka, nie tylko o przetrwanie, ale o całą galaktykę.

Coś co uwielbiam w ,,Empire strikes back" to sceny pomiędzy Leią i Hanem.♥ Ich duet kocham pewnie dlatego, że lubię się śmiać, a przy nich tego nie brakuje. Wystarczy, że zaczną się kłócić i już wiem, że szykuje się jakiś śmieszny tekst. Sceny tej dwójki to wielka zaleta V epizodu, a tym samym Starej Trylogii.

Sądzę, że V epizod sagi to wielkie osiągniecie ludzi, którzy nad nim pracowali. Doskonała muzyka, świetne efekty specjalne i co najważniejsze w odpowiednich ilościach, profesjonalni aktorzy oraz wielkie starania ekipy - to musi się świetnie oglądać. Nie dziwię się, że to właśnie ,,Imperium kontratakuje" wielu ludziom, a także mnie, skradło serce. Uczucia, gdy za każdym razem słyszę tytuł - ,,Empire Strikes Back", nie da się opisać. To trzeba poczuć na własnej skórze i zrozumieć.


Już odkąd pierwszy raz zobaczyłam szósty epizod, zawsze kojarzy mi się z końcowymi scenami, gdy Jasna Strona Mocy ostatecznie wygrywa, Darth Vader nawraca się i jednoczy z Dobrem, a cała Galaktyka świętuje zwycięstwo. Moim zdaniem te sceny, gdy Vader ratuje syna, nawraca się i już jako Anakin dołącza do Yody i Obi-Wana, wygrywają wszystko.Warto było czekać na ten moment i znów zobaczyć szczęśliwego Anakina i radość jego syna, że udało się mu nie stracić wiary w ojca. Ale oprócz tego w ,,Powrocie Jedi" znajduję też mnóstwo innych elementów zasługujących na uwagę.

Między innymi w ,,Return of the Jedi" wreszcie żegnamy się z Imperatorem. Był z niego okropny gość i nienawidzę go za to, że przeciągnął Anakina na Ciemną Stronę Mocy, a potem, gdy zorientował się, że Vader rośnie w siłę, postanowił go od tak wyeliminować i zastąpić Lukiem. Wyrządził wiele zła, ale trzeba przyznać, że idealnie reprezentował się jako czarny charakter. Mimo to niezmiernie cieszyłam się, gdy zakończył swój żywot.

Na pewno można brać przykład z postawy, którą reprezentował Luke w owym epizodzie. Został zraniony przez własnego ojca, ale wiedział, że jest w nim dobro i nie przekreślał go, choć wiele przez niego wycierpiał. Cieszę się, że jego postawa jest wyraźnie pokazana, bo nie musimy się jej doszukiwać.

Sama nie wiem czy to o czym teraz napiszę jest plusem czy minusem, ale powiedzmy, że pozostanę wobec tego neutralna. Mianowicie mam na myśli Ewoki. :) Wielu czepia się tych zabawnych miśków, uznając je za zbyteczny element. W sumie sama zastanawiam się, jak miśki wzrostu może jednego metra, uzbrojone w drewniane kije mogły wygrać ze szturmowcami i ich nowoczesną bronią? Jest to nie tyle co śmieszne, ale niedorzeczne. Jednak, jak wiemy w świecie science-fiction możliwe jest wszystko, a poza tym czy teraz po tylu latach wyobrażacie sobie Endor bez Ewoków? Jedyne co może obronić te stworki to chyba fakt, że można się pośmiać, kiedy denerwują Hana. :)

Tak jak szkodami było, gdy w ,,Mrocznym Widmie" umierał Qui-Gon Jinn, tak w VI epizodzie robi się smutno, gdy umiera Vader. Wielka szkoda, że Leia nie miała okazji poznać swojego ojca. Co prawda spotkała się z nim, gdy uwięził ją po próbie zdobycia planów Gwiazdy Śmierci, to przecież nie wiedziała wtedy, że jest on jej ojcem. Najważniejsze jest jednak to, że Anakin zjednoczył się z Jasną Stroną Mocy.


W tym wpisie nie znajdziecie moich negatywnych uwag dotyczących Starej Trylogii, bo takich po prostu nie mam. Epizody IV - VI skradły mi serce, ponieważ są jedyne w swoim rodzaju. Nie wiem dlaczego tak jest, ale takie mam zdanie i już. Absolutnie nie znaczy to, że prequele czy ,,Przebudzenie Mocy'' są złe, o nie. Ale tak jak napisałam Stara Trylogia uwiodła mnie wspaniałą grą aktorów, muzyką od razu wpadającą w ucho, którą można nucić i nucić godzinami, a także świetnymi efektami specjalnymi. Dodatkowo powracają wspomnienia, kiedy to przy częściach IV - VI siedziałam z moim ukochanym tatą i razem fascynowaliśmy się naszym światem Gwiezdnych Wojen, a w szczególności bliską sercu mojego taty - Stara Trylogią. :)

1 komentarz:

  1. Mój chłopak był na którejś z części i bardzo sobie chwalił :D !!


    Zapraszam http://ispossiblee.blogspot.com Odpowiadam na każdą obserwacje :*

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się, że trafiłeś na mojego bloga. Spodobało Ci się tu? Zaobserwuj lub zostaw komentarz. :) Nie bawię się w obserwacje za obserwację.