Dokładnie tymi słowami Carrie zaczyna swoją książkę, w której opowie o swoich zmaganiach z problemami dotyczącymi uzależnienia od narkotyków. Pierwszy rozdział zatytułowany tak samo, jak i cała książka, dotarł do mnie chyba najbardziej. ,,Być może nie powinnam była dawać swojego numeru telefonu temu facetowi, który robił mi płukanie żołądka ..." - Carrie nie owija w bawełnę i od razu przechodzi do sedna sprawy otwarcie przyznając, że przedawkowała narkotyki, a wszystko dopełniła zażywając całą dawkę percodanu - środka halucynogennego.
" Trzydziestoletnia hollywoodzka
aktorka, Zuzanna Vale, pochłonięta jest swoją osobą, karierą i poszukiwaniem
miłości. Ale z czasem granica pomiędzy marzeniem a rzeczywistością okazuje się
coraz bardziej płynna i niebezpieczna. Zuzanna obawiając się realnego życia
sięga po narkotyki i popada w coraz większe uzależnienie od środków
odurzających. Jej historia to opowieść o rozpaczliwym zmaganiu się z własną
słabością i brutalnym światem zdominowanym przez pieniądze i fałsz, łudzącym
tylko blichtrem filmowej urody.
O tym właśnie pisze Carrie. O bezwzględnej
rzeczywistości, z którą przyszło jej się zmierzyć i z którą szczerze przyznaje,
że nie dawała sobie rady. Zaczęła uciekać więc w używki, a kiedy było już
naprawdę bardzo źle trafiła na odwyk, gdzie powoli zaczęła zbierać swoje życie
w sensowną całość.
'' Myślę, że wybory, jakich w życiu dokonujesz,
pokazują, dokąd zaszedłeś w poszukiwaniu siebie.
Książkę ta dałabym do przeczytania każdemu. A
szczególnie pierwszy jej rozdział. I nie ze względu na moją sympatię do Carrie,
ale dlatego, że książka ta pokazuje co tak naprawdę narkotyki robią z psychiką
człowieka. Do ośrodka, gdzie przebywa Suzanne trafia Alex - mężczyzna z wielkim
marzeniem zostania producentem filmowym, napisania scenariusza na podstawie
swojego życia i w końcu wyreżyserowania dobrego filmu. Jednak jest jedno ALE.
Alex uzależniony jest od kokainy. I to dość poważnie. Na jego przykładzie szczególnie
widać, jak narkotyki wyniszczają człowieka psychicznie. Alex okłamuje sam
siebie, że nie jest uzależniony, jednocześnie zachwalając, jak
"niesamowite" efekty przynosi zażywanie narkotyków. -Nie
jestem narkomanem - mówi chłopak przy czym wciąga kolejną dawkę kokainy i
popija ją wódką. A następnie przyznaje: -Nie powinienem brać, aż tyle
kokainy w takim tempie. Chyba powinienem przestać na jakiś czas. Tak, dmuchnę
jeszcze tylko parę linijek, a potem na chwilę przestanę. Jednak
szybko okazuje się, że "kilka linijek" wcale nie wystarcza.
"
W dawkowaniu narkotyków jest krawędź, prawda? W pewnym momencie z niej spadasz
i już jesteś całkiem zaćpany.
Cała książka, choć porusza ważny i trudny temat,
ma w sobie przemycone elementy humoru. Bo taka właśnie była Carrie. Chociaż nie
wiadomo, jak było źle i beznadziejnie, nie traciła swojej żartobliwości.
Stawiała czoła wyzwaniom. Nie bała się walczyć i patrzeć ku
przyszłości. ,,Naprawdę myślę, że w pewnym sensie miałam szczęście.
Przydarzyło mi się coś przerażającego - płukanie żołądka. To pokazało ki jasno,
że z moim życiem jest coś nie tak."
"
Chciałabym, żebyś prowadziła życie, a nie dała mu się prowadzić.
I przyznaje wprost, że jedyne czego nienawidziła
u ludzi, kiedy przebywała na odwyku, to ich współczucie kierowane w jej stronę.
Jeśli sięgniecie po ,,Pocztówki znad krawędzi" nie raz spotkacie się w
nich z dosadnymi określeniami, które Carrie wymienia otwarcie.
-Byłam ćpunką - mówi i dodaje: ,,Jest jedna pozytywna strona sytuacji, w
której się znalazłam. Osiągnęłam dno i już nie może być gorzej. Może być tylko
lepiej. [...] Miałam wrażenie i ciągle je mam, że do krainy szczęścia dano mi
tylko czasową wizę, a do państwa smutku przepustkę ważną przez całe życie. Nie
wiem nawet, kiedy przestałam być dwudziestolatką. Prześlizgnęłam się przez ten
okres jak lśniąca nitka przez ciemne ucho igielne. Jak jeden krótki błysk
przemknęłam w kierunku swego przeznaczenia. Donikąd".
Książkę czytało mi się zupełnie inaczej i nie
trudno domyśleć się dlaczego. Jeden fragment ,,Pocztówek..." czytany
teraz, w 2017 roku, jest wręcz przerażający i bardzo przygnębiający. ,,-Niemal
pogodziłam się z tym, że spędzę życie przed telewizorem. To będzie ostatnia
rzecz, jaką zobaczę przed śmiercią - powiedziała i zaczęła się śmiać. -Twarz
Roberta Lowe'a w filmie ,,St. Elmo's Fire". Znajdę się w szpitalu, lekarze
będą walić w moją klatkę piersiową chcąc zmusić moje serce do bicia, a ja ponad
ich głowami będę się wpatrywała w ekran telewizora. To moje przeznaczenie, czuję
to."
,,Pocztówki..." powodują smutek wiedząc, że
autorka książki, którą czytam, już nie żyje. Jednocześnie miesza się on z
humorem, w który Carrie ubrała treść. I ma się wrażenie, że jest to zabieg
celowy, bo być może Fisher nie chciała nas zasmucać. Niektóre fragmenty są
obleśne, inne znów emanują przekazem, który autorka chciała nam zaprezentować
jak najlepiej i jakby przestrzec swoim przykładem. Czytając ,,Pocztówki znad
krawędzi" warto dopatrywać się czegoś więcej, nie traktować jej jak
kolejnych wyznań byłej narkomanki, lecz jako pewien drogowskaz przestrzegający
przed łatwą pokusą używek.
"
Pewnego ranka, kiedy jechała do sali gimnastycznej, nagle ogarnęło ją
przerażenie. Zaraz umrę, pomyślała. Zostanę zabita w wypadku samochodowym.
Zacisnęła ręce na kierownicy i zwolniła do dopuszczalnej prędkości.
Była przekonana, że umrze właśnie
teraz, kiedy spotkało ją coś przyjemnego i trwałego. Kiedyś przyspieszała swoją
śmierć nadużywając środków chemicznych, a teraz bała się o życie, bo miała
powód, by żyć.
Kiedyś w rozmowie z Lucy
nonszalancko przepowiedziała własną śmierć, więc gdyby teraz naprawdę umarła,
przynajmniej ktoś bliski wiedziałby, że to przeczuwała. Nie chciała, by
myślano, że należy do tych, którzy umierają nieświadomie. Wyobrażała sobie, że
słyszy, jak Lucy opowiada ludziom: ,,Przewidziała to. Skądś o tym wiedziała. Co
za talent."
"
Chciałabym tylko mieć normalne życie. Myślisz, że stałoby się tak, gdybym się
tutaj przeprowadziła i pisała te wiersze na pocztówkach ...