Maj 1977 roku. Na ekrany amerykańskich kin wchodzi film, który powstawał w chaosie i niemal od samego początku stwarzał wokół siebie wiele problemów. Nikt nie wróżył mu sukcesu, reżyser zapomniał nawet o jego premierze, a dopiero przypadkowo zobaczona kolejka do kasy biletowej ściągnęła go na ziemię. Gwiezdne Wojny Wtedy, to 40 lat wstecz nie wróżono im świetlanej przyszłości. A jednak wszystko obrało nieoczekiwany zwrot akcji. Gwiezdne Wojny wkradają się do popkultury, do życia ludzi, zawładnęły sercami milionów z nich bez podziału na wiek czy płeć. W sklepach pojawiają się figurki bohaterów i karty, które staną się rarytasami kolekcjonerskimi. Płyty ze ścieżką dźwiękową zdzierają się pod wpływem częstego słuchania. Dzieci biegają po piwnicach wyobrażając sobie, że znajdują się na Gwieździe Śmierci. Parki zamieniają się w Endor, gdzie odbywa się bitwa pomiędzy Rebeliantami a Imperium. Każda dziewczynka marzy o wcieleniu się w księżniczkę Leię, a niemal wszyscy chłopcy wyobrażają sobie jakby to było walczyć z wrogiem jako nieustraszony Luke Skywalker lub niesamowity Han Solo - najsłynniejszy łajdak w galaktyce. Rodzi się wtedy fenomen na skalę światową. Coś, co zmieni życia mnóstwa ludzi już na zawsze. Przychodzi rok 1980 i Gwiezdne Wojny powracają do kin w kolejnym epizodzie pt. ,,Imperium kontratakuje", a potem w 1983 roku pojawia się zwieńczenie trylogii w epizodzie ,,Powrót Jedi". Ludzie wracają z kin oczarowani światem, którego akcja dzieje się dawno, dawno temu w odległej galaktyce. Powstają książki i gry komputerowe. W Polsce na ,,Nową Nadzieję" będziemy musieli poczekać do 1979 roku, co nie oznacza mniejszego zainteresowania. A potem nadchodzi niespodziewana wiadomość: George Lucas zapowiada, że powstaną prequele.
Jeśli interesujesz się sagą na tyle, że zdajesz sobie sprawę, iż chronologia w sadze Gwiezdnych Wojen to pojęcie względne oraz wiesz, że Sokół Millenium pokonał trasę na Kessel w 12 parseków, na pewno nie raz spotkałeś się, drogi czytelniku, z ... hejtami na temat prequeli. Ze stwierdzeniem, że filmy te nie dorastają Starej Trylogii do pięt, że ,,Mroczne Widmo" to totalny gniot nad gniotami, a teksty padające w ,,Ataku klonów" dawno przerosły poziom żenady. A być może spotkałeś się też z zupełnie innymi opiniami na przykład, że prequele są fajne na swój sposób, a ,,Mroczne Widmo" i ,,Atak klonów" wbrew pozorom da się obejrzeć i nie skrzywić. Czy spotykając się z tymi zupełnie sprzecznymi sobie opiniami, zastanawiałeś/łaś się, skąd wynikło to podzielenie fanów na zwolenników i przeciwników prequeli?
Mówi się, że są gusta i guściki. Wiadomo, że jednym spodoba się jedno, drugim zaś coś innego i nigdy wszystkim się nie dogodzi. Możnaby odnieść to również do opinii na temat prequeli, które cieszą się niezbyt dobrym zdaniem, a wielu uważa je wręcz za dno. Warto zastanowić się głębiej nad tym, skąd wziął się hejt na epizody I-III. Bo chodzi tu o coś więcej niż tylko o wrażenia estetyczne.
Nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć, dlaczego Oryginalna Trylogia jest tak niezwykle klimatyczna, a przez to cudowna. Wielu z nas być może właśnie od niej zaczęło swoją przygodę z Gwiezdnymi Wojnami i nadal czuje wobec niej wielki sentyment. Bo Oryginalną Trylogią, mówiąc wprost, nie da się nie zachwycić. Wśród fanów, którym mówiąc łagodnie prequele niezbyt przypadły do gustu, większość będą stanowić ci, którzy na ,,Nową Nadzieję", ,,Imperium kontratakuje" i ,,Powrót Jedi" chodzili do kina jako małe brzdące, nastolatkowie lub ludzie w przedziale 20-30 lat. Najbardziej zagadkową postacią budzącą grozę, a jednocześnie owianą tajemnicą był Darth Vader - postać kultowa i najsłynniejszy czarny charakter. Kim był Lord Sithów zanim przeszedł na Ciemną Stronę Mocy? Co skłoniło go właśnie do podążania tą ścieżką? Dlaczego tak bardzo nienawidził on Kenobiego? - Te pytania właśnie wtedy krążyły wśród fanów. I nagle następuje przełom. Lucas zapowiada prequele, czym postanawia dać ludziom odpowiedzi na te i wiele innych pytań. Wyczekiwane ,,Mroczne Widmo" wchodzi do kin i ... okazuje się, że fani wychowywani na Oryginalnej Trylogii są zawiedzeni. Bo zamiast mrocznej historii Skywalkera dostają midichloriany, małego chłopca, który aż trudno uwierzyć ma okazać się tym przerażającym Sithem oraz Gungan wraz z "niezbyt" rozgarniętym Jar Jar Binksem. Wielu spodziewało się czegoś mroczniejszego, czegoś bardziej powiązanego z klimatem ukochanej Starej Trylogii. Nastroje wobec ,,Ataku klonów" są już chłodniejsze, bardziej stonowane, ludzie podchodzą do II epizodu z rezerwą. ,,Zemsta Sithów" uważana jest za najlepszą cześć prequeli. Dlaczego? Bo wreszcie pojawia się Vader i Imperator, a nie Gunganie. Zostaje nam pokazane z jakiego powodu Skywalker wybiera tę, a nie inną ścieżkę. Ludzie dostają odpowiedź, dlaczego Vader czuł głęboką nienawiść do Kenobiego, swojego dawnego mistrza, który był dla niego mentorem, a i jednocześnie przyjacielem, bratem. Wszystko to daje ,,Zemsta Sithów", a i tekst ,,No, I'm your father" padający w ,,Imperium kontratakuje" nabiera innego znaczenia. Fani nareszcie dostają to, czego oczekiwali od ,,Mrocznego Widma" i ,,Ataku klonów" - przemianę Skywalkera, związek przyczynowo-skutkowy i Imperatora, który popchnął Anakina ku temu przed czym ostrzegali go Jedi.
Niech Moc będzie z Wami!